Jestem, czyli wróciłem

Tak się złożyło, że mój poczciwy laptop odmówił posłuszeństwa i najnormalniej w świecie - padł. Mam już zapewnienia wysokiej klasy specjalistów, że będą podejmowane wszelkie działania mające na celu przywrócenie go do życia. Diagnoza nie jest raczej optymistyczna, bo zakłada awarię płyty głównej a pośrednio także karty graficznej. Ten dramat przytrafił się w zeszły piątek rano i aż do poniedziałku, czyli do wczoraj nie miałem dostępu do komputera a tym samym do internetu. Ponieważ głód spowodowany nagłym, nieoczekiwanym odcięciem mnie od sieci, nasilał się i stawał się nie do zniesienia, dokonałem zakupu nowego sprzętu, tym razem - stacjonarnego. Trochę się odzwyczaiłem od "blaszaków", ale generalnie sprawa ma się tak jak z jazdą na rowerze. Żeby uciąć wszelkie spekulacje, nie chwalę się, jeno próbuję usprawiedliwić brak swojej aktywności na tymże blogu.

Polskie "mubaraki"

Kiedy na jednym z for skomentowałem sytuację w Egipcie myślą, że owa sytuacja powinna podziałać na wyobraźnię polskiego rządu, zostało to mocno zganione, a i rozszarpany zostałem przez adwersarzy kontr-komentarzami. Otóż należy przypuszczać, że albo kontekst mojej wypowiedzi nie został zrozumiany, albo wszystkim którzy prześcigali się w obsobaczaniu mojej osoby,  żyje się w tym kraju dobrze i nie widzą potrzeby żadnych zmian.

Przemycając taką myśl, podtrzymałem ideę pielęgnowaną we mnie od lat, że kiedyś ten naród się obudzi, i przez wielki, masowy i zorganizowany zryw, odmieni oblicze ziemi. Tej ziemi. Przy czym okaże się, że relacje z Tunezji, Egiptu, Jemenu czy Libii, są relacjami z co najwyżej grzecznych zabaw harcerskich. Przecież nietrudno zauważyć, że takich "mubaraków" z odciskami na dupskach od wieloletniego zasiadania w naszym rządzie, partiach, ugrupowaniach i szlag wie czym jeszcze, jest na pęczki. Będzie kogo gonić? Oczywiście, że tak!

Parafrazując reklamę jednej z kart płatniczych - Dorwanie jednego z drugim - bezcenne! Za wszystko inne, już zostało zapłacone!

Mój kraj, nie mój prezydent...

Prezydent spazmował na uroczystościach pogrzebowych Józefa Życińskiego, czym utwierdził mnie w przekonaniu, że nie jest moim prezydentem. Zresztą utwierdził mnie w tym przekonaniu już dużo wcześniej, kiedy na początku prezydentury pojechał do Watykanu całować po łapskach Ratzingera. W jednym i w drugim przypadku jednakowo mi siebie zohydził, pokazując kto faktycznie dzierży stery władzy i komu pokłony bić należy. Hołdując nieżywemu biskupowi, oraz jeszcze ledwo żyjącemu Papie, pokazał czym dla niego jest Polska będąca wszakże domem wszystkich Polaków, a także otarł się o śmieszność, ale co najgorsze nie pozostawił złudzeń, że pływamy w niezłym szambie, będąc w nim po uszy. Nie licząc już na prezydenta, premiera czy parlamentarzystów, zasadne wydaje się pytanie - kto z tego szamba nas wyciągnie, jak nie my sami?

Tak pisałem miesiąc po katastrofie w Smoleńsku (archiwum)

Wykorzystywanie skutków tragedii smoleńskiej, jako elementu kampanii wyborczej może zniesmaczać. Może także przynieść efekt odwrotny do pierwotnie zamierzonego


PiS twierdzi, że zapraszał, SLD i PO twierdzą, że zapraszani nie byli. Zaproszenie dotyczyło hołdowaniu ofiarom tragedii lotniczej, mającej miejsce 10 kwietnia w Smoleńsku. Ideą zapraszających było upamiętnienie "miesięcznicy" tego wydarzenia, poprzez wspólne, bolesne łkanie nad tymi co odeszli. Zaproszeni jednak wypieli się zadem na perspektywę wspólnego z zapraszającymi, nihilistycznego, publicznego umartwiania się, uznając, że cierpieć po stracie będą indywidualne, nie zaś karnie w szeregu z zapraszającymi. W tej sytuacji oczywistym wydał się fakt, iż zapraszający obwieścili wszem i wobec o nieczułości zapraszanych, i że ich wspaniała, patriotyczna inicjatywa, została haniebnie osikana przez zaproszonych. W kontekście trwającej kampanii prezydenckiej, a w rozumowaniu zapraszających, zaproszeni niegodni są bycia patriotami, Polakami i tymi co jedyne słuszne wartości uważają za bezwartościowe. No bo jakże godni być mogą, nie przyklękając, ni nawet głów nie chyląc na pamiątkę? Chociaż dodać należy, że PO oddelegował na Wawel poczet w celu pamiętania, żałowania, kwiatów składania i "współmacania" krypty wraz z licznym pospólstwem, lekceważąc przy tym elementarne zasady higieny.


Taka postawa zapraszających polegająca na publicznym obnażaniu tego, co winno być przeżywane indywidualne, refleksyjnie i bez festiwalowej oprawy, ma w ich mniemaniu utrzymać w stanie permanentnego wzwodu słupek poparcia dla, za przeproszeniem, członka wysuniętego z ramienia. Wcale nie zdziwiłby widok przedstawicieli z obozu zapraszających, odbywających żałobne dyżury do ostatniego tchnienia kampanii, połączone z przekazami telewizyjnymi live.

Jednakże budujący swój wizerunek na przeciągającej się w nieskończoność żałobie, na publicznym manifestowaniu smutku po niepowetowanej stracie i paplającym się w patosie martyrologii, tak naprawdę strzelają sobie w stopę. Przesadność w nawoływaniu do okazywania smutku po kwietniowej katastrofie lotniczej, próby wywierania presji do kultu poprzez dzielenie obywateli na lepszych, spazmatycznie opłakujących i na gorszych, mających to w d...., przymusić może jeno do niechęci. Zresztą, tych drugich nie godna nosić ojczysta ziemia. Te wszystkie zabiegi epatujące męczeństwem, gloryfikacją, klęczeniem, szlochami, zachwytem i szlag wie czym jeszcze, mogą i zapewne przyniosą odmienny skutek. Nie pomoże i dziesięciu redaktorów "PISpiszalskich", ani wiejący niczym chorągiewka, w zależności od kierunku wiatru - Śniadek.

Telewizornia, za przeproszeniem publiczna, czyli telewizja wszystkich bez wyjątku, kontynuuje serial cynizmu i hipokryzji. Pokazuje tylko tych płaczących, żałujących i nie mogących do siebie dojść po stracie, i ani jednego nie umartwionego. Ustami swych prezenterów mówi: - "Runął świat", "Odeszli najlepsi", "Widzimy w tym sens" i tym podobne kwiatki. To ja się do cholery zapytam, że co? Polska wypadła z orbity, nie ma jej, udusiła się z powodu na długo wstrzymanego oddechu? Bo nie wiem, nie zauważyłem, chyba wyszedłem wtedy do kibla. Ale nie, przecież nie lewituję, szczypię się i odczuwam. Więc jednak Polska trwa nadal, póki nie zginęła, póki żyje w niej 40 milionów ludzi z których co najmniej połowa nie powycierała kolan przed Pałacem Prezydenckim i zapewne nie pobiegnie na Wawel krypty pomacać.

Czy więc nie lepiej pozostawić opłakiwanie najbliższych ich rodzinom, i zająć się przyszłością i dobrem Polski? 

Entliczek pentliczek, kolejny pomniczek

Telewizornia regionalna poinformowała mnie z samego rana o tym, że w Sieradzu zostanie usunięty pomnik przedstawiający Białego Papę. Doznałem szoku i już chciałem spaść z krzesła, kiedy w dalszej części tejże informacji wyjaśniono, że pomnik zmieni tylko lokalizację, a w  jego miejscu stanie... nowy pomnik Papy!
Ta ważna dla sieradzan decyzja, spowodowana jest jak to określa ich prezydent miasta - brzydotą postaci na pomniku oraz tym, że ów postać jest do Papy niepodobna. Teraz sieradzanie będą mieli w pakiecie dwa pomniki - jeden brzydki, drugi ładny. Chociaż założę się, że za pieniądze władowane w kolejny bałwochwalczy totem, woleliby parę ławek w parku, tudzież coś równie pożytecznego. Strach pomyśleć co to będzie w maju - zabraknie granitu na obeliski, czy miejsca pod ich budowę?

Nie jestem Polakiem...

...bo nie wezmę udziału w obchodach rocznicy katastrofy smoleńskiej. Nawet łzy nie uronię, jeno będę się w grymasie udręki uginał pod przekazami telewizornii, debat, podsumowań, szlochów, zachwytów i szlag wie czego jeszcze. Obchody zaczną się, a jakże - 10 kwietnia, o godzinie, a jakże - 8.41. Cała groza w tej grozie polega na tym, że trwać one będą TYDZIEŃ! Reprezentujący prawdziwych Polaków i takich też zrzeszających; ''Solidarni 2010'', ''Rodziny smoleńskie'' oraz ''Gazeta Polska'', straszą wizją zgromadzenia wszelkiej maści krzyżowców w liczbie 100 tysięcy na Krakowskim Przedmieściu.

Każdy dysponujący prawidłowym ciśnieniem tętniczym, a także dysponujący nerwami ze stali i zdrowym mózgiem, naznaczony jednak lekką dewiacją w postaci masochizmu, będzie mógł pooglądać sobie spektakl nienawiści, marsze cyrkowo-pątnicze z pochodniami i zapewne szereg innych atrakcji. Na pewno nie zabraknie nowego krzyża, spazmów, żądań i kopania dziennikarzy. Esencją tego kotła wstydu będzie gęba Kaczyńskiego, drącego się - ''Tu jest Polska'' i ''Komorowski musi odejść''.

WC przede wszystkim!

Niejaki Stanisław Budzik, z zawodu biskup pełniący funkcję sekretarza Episkopatu Polski, w swej niezmierzonej łasce raczył wskazać kierunek rozwoju polskiej dyplomacji. Otóż jak nie trudno się domyślić, dobrodziej przypomniał, że ''Polska ma pewne wartości, których powinna bronić'' oraz radośnie oznajmił, że ''biskupi będą zabiegać'' aby fundamentem i działaniem przewodnim polskiej prezydencji w Unii Europejskiej była ''obrona wolności religijnej i polityka prorodzinna''.

Jak to swego czasu śpiewał Piaseczny - gwoździkom śmierć? Nie, zaraz - ludzikom śmierć? Nie, to też nie. Aha - budzikom śmierć. 
statystyka