Jestem, czyli wróciłem

Tak się złożyło, że mój poczciwy laptop odmówił posłuszeństwa i najnormalniej w świecie - padł. Mam już zapewnienia wysokiej klasy specjalistów, że będą podejmowane wszelkie działania mające na celu przywrócenie go do życia. Diagnoza nie jest raczej optymistyczna, bo zakłada awarię płyty głównej a pośrednio także karty graficznej. Ten dramat przytrafił się w zeszły piątek rano i aż do poniedziałku, czyli do wczoraj nie miałem dostępu do komputera a tym samym do internetu. Ponieważ głód spowodowany nagłym, nieoczekiwanym odcięciem mnie od sieci, nasilał się i stawał się nie do zniesienia, dokonałem zakupu nowego sprzętu, tym razem - stacjonarnego. Trochę się odzwyczaiłem od "blaszaków", ale generalnie sprawa ma się tak jak z jazdą na rowerze. Żeby uciąć wszelkie spekulacje, nie chwalę się, jeno próbuję usprawiedliwić brak swojej aktywności na tymże blogu.

1 komentarz:

widget pisze...

To sprawka kleru! Wysłali Ci wirusa, który zjarał płytę :D

statystyka