Opodatkować wiarę!

Przykład Włoch, Hiszpanii, Niemiec czy Austrii, pokazuje, że możliwe jest opodatkowanie Kościoła. System zastosowany w tych krajach, znakomicie funkcjonuje i jest sprawdzonym rozwiązaniem w walce Kościoła z biedą.

Podatek kościelny zapewnia klerowi jawny i stały dochód. Zresztą dochód niemały.
Pierwsze podatki kościelne wprowadziły państwa niemieckie już w 1827 roku, potem dołączały do nich następne, a duchowieństwo było szczerze zadowolone z takiego rozwiązania.

Kościół szybko docenił zalety płynące z finansowania poprzez podatek kościelny, docenił do tego stopnia, że przy okazji debaty parlamentarnej nad kształtem Republiki Weimarskiej, żądał wręcz aby konstytucja gwarantowała ów podatek. Żądaniom tym stała się zadość i w konstytucji Republiki Weimarskiej znalazł się odpowiedni zapis.

Państwo uruchomiło specjalne procedury, dzięki którym sprawnie pobierano pieniądze od wiernych.
Zapis o podatku kościelnym, konsekwentnie wpisano w konstytucję dawnego RFN, a funkcjonuje on do czasów obecnych w Niemczech.

Każdy obywatel Niemiec deklaruje przynależność do określonego Kościoła, bądź brak takiej przynależności i na tej podstawie, państwo pobiera proporcjonalną kwotę do płaconych przez niego podatków, przekazując ją właściwemu Kościołowi. Jakby nie patrzeć, podatek kościelny funkcjonujący w Niemczech, przynosi tamtejszemu Kościołowi około 90 proc. środków finansowych. 

O ile w Niemczech taki model finansowania Kościoła świetnie się sprawdza, to polski kler wzbrania się przed takimi rozwiązaniami rękoma i nogami. Sytuacja o tyle dziwna, że Kościół w Polsce ciągle narzeka na stan swoich finansów. Sugerowanie rodzimemu klerowi wprowadzenia takich rozwiązań, kończy się w fazie pomysłu i wywołuje niezadowolenie u kościelnych hierarchów.

Skąd biorą się obawy polskiego Kościoła przed podatkiem kościelnym? Co jest powodem jego niechęci do przedstawiania jawności swoich dochodów? Przyczyn unikania jakiejkolwiek ingerencji w swoje finanse, 
upubliczniania i zezwolenia państwu na ich kontrolę, dopatrywać należy się w strachu Kościoła przed możliwością zastopowania niczym nie skrępowanego gromadzeniu majątku, swobodnego obiegu pieniędzy i innych dóbr.

Kościół żadną miarą nie chce być poddany kontroli finansowej państwa i zrównać się z innymi podmiotami, które podlegają fiskalnym restrykcjom. 

Powodem niechęci Kościoła do podatku kościelnego, może być też fakt, że opodatkowanie wiernych Kościoła katolickiego, może wskazać prawdziwą liczbę jego wyznawców. Może okazać się, że liczba mówiąca o 96 proc. katolików, po nałożeniu na nich podatku kościelnego, może niebezpiecznie skurczyć się do 25, 30 proc.

To stanowiłoby poważne zagrożenie dla rangi i siły polityki episkopatu, które spadłyby na łeb, na szyję, a powszechnie wiadomo, że na równi z pieniędzmi, biskupi miłują władzę.

Obecny taryfikator posług kapłańskich - "co łaska", zostałby definitywnie ukrócony, fiskus bowiem nie uznaje dowolności w interpretacji pozyskiwania dochodów. Kościół nie mógłby bezkarnie żerować na najbiedniejszych społecznie grupach: emerytach, rencistach, czy dzieciach. Taki stan rzeczy niewątpliwie zachwiałby finansami Kościoła.

Ale podatek kościelny mógłby stać się także przyczyną masowego występowania z szeregów Kościoła, a apostazja mogłaby stać się powszechna, to najgorszy scenariusz dla kleru, ale wcale nie niemożliwy, zwłaszcza teraz, kiedy kościół z własnej winy zresztą, traci społeczne zaufanie.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Nic dodać nic ująć.Artykuł dotyka sedna sprawy.Kościół razem z rządem od wieków gnębi społeczeństwo od dzieciństwa straszone mękami w piekle po śmierci.

statystyka